czwartek, 31 lipca 2014
Luneburscy młodzi szachiści też będą blogować :)
Tu link http://schachjugend-lueneburg.blogspot.de/ :)
Młodzi wągrowieccy szachiści w Lüneburgu
W dniach od 25-go do 28-go lipca grupa w składzie: Wiktoria Marglarczyk, Jakub Wojtych, Dawid Wlizło, Kamil Sikorski oraz Jakub Haja; przebywała w Lüneburgu (niemiecki powiat partnerski Powiatu Wągrowieckiego). Opiekunem grupy był nauczyciel ZS w Wapnie, instruktor i sędzia szachowy - Jacek Haja. Kierowcą samochodu udostępnionego przez Starostwo Wągrowieckie był Krzysztof Stachowski. Było to już czwarte spotkanie młodych szachistów z Polski i Niemiec, tym razem w Niemczech. Podróż trwała ponad osiem godzin. Zaraz po przyjeździe odbyła się krótka lekcja szachowa, którą poprowadził niemiecki trener Gert Rabeler. Wzięli w niej udział również niemieccy młodzi szachiści. Po lekcji była wspólna konsumpcja pizzy. Następnie uczniowie udali się do rodzin, które miały ich gościć - państwa: Hommer, Rothenberg, Neumann oraz Quassier. Po rozpakowaniu bagażów jeszcze raz wszyscy spotkali się na szkolnym festynie, gdzie uczniowie miejscowego gimnazjum prezentowali swoje talenty artystyczne. W sobotę, po śniadaniu rozpoczął się najważniejszy punkt programu tj. "Szachowy Turniej Przyjaźni". Turniej rozgrywany był systemem szwajcarskim, na dystansie siedmiu rund, z czasem 15 minut na zawodnika. Sędzią turnieju był Jacek Haja, którego strona niemiecka specjalnie poprosiła o zabranie komputera z programem do sędziowania tego turnieju. Polski program (Chessarbiter 2010) już w 2012 r. wzbudził duże zainteresowanie niemieckich zawodników, którzy widocznie nie posiadają tego typu programu. Ostatecznie wystartowało 16 zawodniczek i zawodników, w tym czterech dorosłych, którzy nie byli normalnie klasyfikowani. Od początku fantastycznie wystartował ośmioletni, najmłodszy - Jerremy Hommer - wielka nadzieja lüneburskiego klubu. Wygrywał partię za partią. Po czterech rundach nastąpiła przerwa obiadowa i wszyscy udali się do urokliwej restauracji nad brzegiem rzeki. Gdy już wszyscy się posilili, nastąpiła druga, decydująca część turnieju. Gra była bardzo zacięta, było trochę miejscowych kibiców, którzy dopingowali wszystkich zawodników i zainteresowaniem obserwowali międzynarodowe rozgrywki. Po szóstej rundzie 8-letni Jerremy zapewnił sobie zwycięstwo, ponieważ miał już półtora punkta przewagi nad następnym zawodnikiem. W ostatniej rundzie tylko Jacek Haja pokonał młodego mistrza. Ostatecznie - 1. miejce zajął Jerremy Hommer (Lüneburg, 6 pkt.); 2. miejsce - Nina Rothenberg (Lüneburg, 4,5 pkt.) dopiero na 3. miejscu polski zawodnik Jakub Haja (4,5 pkt.). Dalsze miejsca, to prawdziwy przekładaniec polsko-niemiecki. Tym razem strona niemiecka mogła poczuć smak zwycięstwa ale trzeba pamiętać, iż wągrowiecka drużyna została wyraźnie osłabiona przez brak sióstr Weroniki i Anity Sydow. Wszyscy uczestnicy turnieju otrzymali dyplomy z rąk Lothara Quassiera, lidera SC Turm Lüneburg a za pierwsze trzy miejsca były jeszcze dodatkowo puchary. Po turnieju zawodnicy udali się do Muzeum Fürstenturm. Chwilowo muzeum jest w przebudowie i nie jest dostępne dla zwiedzających ale Pani Krista Krüger - szefowa fundacji odpowiedzialnej w lüneburskim starostwie za współpracę polsko-niemiecką załatwiła wyjątkowy seans. Muzeum ma swoich zbiorach wiele eksponatów, o które zabiegają nawet wielkie muzea z Berlina i Hamburga. Mogliśmy zobaczyć nawet zbiory, które normalnie raczej nie będą udostępniane i są dostępne tylko dla profesjonalnych archeologów. Po zwiedzaniu muzeum wszyscy udali się do swoich kwater a następnie brali udział w ulicznych festynach, gdzie wielu z nich uczestniczyło w różnych, spontanicznych konkursach i przy okazji zdobyli wiele drobnych upominków. Następnego dnia, po niedzielnym śniadaniu, wągrowieccy i lüneburscy szachiści udali się pociągiem na zwiedzanie Hamburga. Na początek była podróż "tramwajem wodnym" (dwupoziomowym statkiem, który może zabrać nawet 250 pasażerów) po ogromnym basenie portowym, który jest drugim co do wielkości portem europejskim. Później było zwiedzanie ogromnego statku-muzeum Cap San Diego, który dawniej służył do podróży transatlantyckich. Naszym przewodnikiem po Hamburgu i po statku Cap San Diego był: zapalony turysta, ekspert techniczny posiadający wiele certyfikatów inżynierskich a jednocześnie szachista (i prywatnie sąsiad Lothara Quassiera) Pan Olaf Carmen. W programie wycieczki nie mogło oczywiście zabraknąć wizyty w Mac Donaldzie. Po powrocie z Hamburga młodzi szachiści spędzili jeszcze kilka godzin na wspólnych zabawach. Gdy brakowało umiejętności językowych, młodzi ludzie radzili sobie np. korzystając i inteligentnych translatorów, które potrafią wysłuchać tekstu w dowolnym języku i powiedzą go następnie również w dowolnym języku. W poniedziałek śniadanie było trochę wcześniej niż zwykle, ponieważ uczniowie niemieccy mieli jeszcze normalne lekcje. Dla nich wakacje zaczynają się dopiero 31 lipca (w tym roku). Po śniadaniu i pożegnaniu rozpoczęła się, znów ośmiogodzinna podróż powrotna, która mimo trzykrotnego przejazdu przez strefy gwałtownych opadów zakończyła się szczęśliwym dotarciem do celu.
Na koniec jeszcze kilka spostrzeżeń opiekuna wągrowieckich (z Wapna i Damasławka) zawodników. Oczywiście bez wsparcia starostwa trudno sobie wyobrazić taką daleką podróż zagraniczną. Moim zdaniem, to właśnie stronie niemieckiej bardziej zależy na podtrzymywaniu kontaktów szachowycha dokładniej, to rodzicom niemieckich szachistów. Nie znam dokładnych szczegółów finansowania ale zwraca uwagę fakt, iż w odróżnieniu do roku ubiegłego pobyt dzieci odbywał się u rodzin i na ich koszt. Pamiętajmy, że przy okazji Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej, wiele razy podkreślana była praca z młodymi zawodnikami już od samego początku tj. od dzieciństwa. Podobno właśnie takie postawienie na młodzież dało zwycięstwo Niemcom. Teraz spójrzmy na wyniki tego lüneburskiego turnieju. To właśnie rodziny dzieci, które wygrały, były najmocniej zaangażowane w organizację tego szachowego spotkania. Oczywiście turniej mogło wygrać zupełnie inne dziecko ale tak się nie stało. Dzieci, które wygrały z pewnością będą miały motywację do jeszcze większego zaangażowania się. Zresztą nawet dzieci, które zajęły dalsze miejsca, wypowiadały się, iż teraz muszą się bardziej przyłożyć do zajęć szachowych. Z pewną obawą podchodziłem do "rozbicia" grupy. Jednak jeśli mamy do czynienia z odpowiedzialnymi rodzinami (a nie przypadkowymi), to dzieci mogą naprawdę wiele skorzystać poznając obcą kulturę i język. Takie rozbicie grupy pozwoliło również uniknąć zmory grupowych wyjazdów, gdzie nocą często dochodzi do głosu towarzystwo o niezbyt poważnych pomysłach a opiekunowie takich dużych grup nie mogą "spać spokojnie". Zatem osobiście uznaję ten wyjazd za bardzo udany.
Jacek Haja
Subskrybuj:
Posty (Atom)